Błędne przekonania: „Kult zła”?

Falun Gong nie zostało 22 lipca 1999 roku „zakazane przez chiński rząd jako kult zła” – jak pisze dość niedbale wiele gazet. Termin ten wymyślono dopiero w październiku tego samego roku.

Kiedy termin ten został zastosowany, nie był to wynik wymiernej analizy, ustaleń śledczych czy debaty teologicznej. Nie doszli do niego badacze religii, socjologowie czy psycholodzy. Nie był to też konsensus rządu.

Był to raczej ruch polityczny wymyślony przez dającą się zidentyfikować osobę. Tą osobą był Jiang Zemin, ówczesny szef Komunistycznej Partii Chin. Według raportu Washington Post z 9 listopada 1999 roku: „To Jiang Zemin nakazał nazwanie Falun Gong kultem, a następnie zażądał uchwalenia prawa zakazującego sekt”.

Etykieta ta pojawiła się w czasie, gdy rodząca się krucjata partii przeciwko Falun Gong przerodziła się w rażący PR-owy bałagan. Falun Gong nie tylko przeciwstawiało się reżimowi, ale użyto przeciwko niemu także brutalne środki – takie jak tortury i publiczne pokazy brutalności policji – co przechyliło opinię publiczną na korzyść Falun Gong. Chińskie społeczeństwo coraz bardziej stało po stronie uciskanej grupy, nawet gdy propaganda partyjna była wielokrotnie wzmacniana. W międzyczasie narastała międzynarodowa krytyka.

Coś trzeba było zrobić, żeby kampania nie okazała się żenującą i kosztowną porażką. Niektórzy słusznie kwestionowali zasadność rządów Jianga. Potrzebował on rozpaczliwie powstrzymać falę poparcia dla medytujących pacyfistów.

Posunięcie się do nazwania Falun Gong „kultem zła” było zatem dla Jianga, podobnie jak same prześladowania, bardzo korzystne.

Według gazety „Washington Post”: „Prześladowania zostały podjęte w celu zademonstrowania i umocnienia władzy chińskiego przywództwa […] Źródła partii komunistycznej twierdziły, że Stały Komitet Biura Politycznego nie poparł jednogłośnie represji i że tylko prezydent Jiang Zemin osobiście zadecydował, że Falun Gong musi być wyeliminowany”.

Cytując przedstawiciela partii: „Jest to dla Jianga oczywiście bardzo osobiste”.

Co w takim razie Jiang miał nadzieję osiągnąć dzięki takiej etykiecie?

Po pierwsze miało to uciąć publiczną sympatię dla prześladowanego Falun Gong, zamieniając empatię w podejrzliwość. Po drugie przesunęłoby to uwagę z bezprawnych działań aparatu państwowego na ofiary, poddając jednocześnie w wątpliwość ich prawość. Po trzecie miało to posłużyć dehumanizacji Falun Gong, torując drogę bardziej drastycznym naruszeniom praw. Rzeczywiście, tortury i przemoc w następnych latach znacznie wzrosły. Po czwarte ukazywałoby poszczególnych wyznawców Falun Gong jako „ofiary” jakiegoś przywódcy sekty, ofiary, które dobroczynne państwo mogłoby następnie „uratować” i „zrehabilitować”.

Ten termin miał jednak również dalsze, bardziej odległe dążenia. Takie, które rozegrałaby się za granicą, poza granicami Chin. W szczególności miał rezonować z Zachodem i usprawiedliwić zbrodnie KPCh przeciwko ludzkości.

Według artykułu z 14 lutego 2001 roku w azjatyckim wydaniu The Wall Street Journal, chińska partia komunistyczna „w swojej propagandzie przeciwko Falun Dafa entuzjastycznie przyjęła język i argumenty zachodniego ruchu anty-kultowego… Chiny przyłączyły się do ruchu przeciwko sektom, aby usprawiedliwić ich tłumienie”.

Kolejnym dowodem na to jest samo angielskie określenie „kult” lub „kult zła”, które jest zmanipulowanym tłumaczeniem z języka chińskiego. Jak zauważa Amnesty International, chiński termin „xiejiao” może być dokładniej przetłumaczony jako „organizacja heretycka” lub heretycka religia. Według co najmniej jednego źródła, etykieta kultu powstała dzięki pomocy zachodniej firmy public relations. To znaczy, została stworzona, aby na Zachodzie wzbudzić strach przed kultami, gdzie Falun Gong i zwolennicy qigong byli w dużej mierze nieznani i mogli być przedstawiani jako nikczemni.

Na koniec należy zauważyć, że zachodni badacze religii, którzy dogłębnie studiowali Falun Gong, tacy jak David Ownby, zauważyli, że Falun Gong nie ma cech charakterystycznych dla sekt. Nie obejmuje kultu przywódcy ani nie pobiera opłat; nie izoluje też praktykujących od społeczeństwa, nie ingeruje w ich życie osobiste, ani nie zachęca do jakichkolwiek zachowań, które można by zinterpretować jako niezgodne z prawem lub niebezpieczne. Zamiast tego tacy badacze uznali go za nowy ruch religijny.

Podobnie, szeroki wachlarz międzynarodowych podmiotów – w tym specjalni sprawozdawcy ONZ, prominentne grupy obrony praw człowieka i rządy państw demokratycznych – wielokrotnie odnosił się do kampanii przeciwko Falun Gong raczej jako do nieuzasadnionego prześladowania religijnego, a nie do uzasadnionej polityki rządu mającej na celu uwolnienie społeczeństwa od jego przypuszczalnie negatywnego wpływu.

Jeśli już, to raczej chęć komunistycznych władców Chin do nazwania pacyfistycznej, otwartej i życzliwej grupy medytacyjnej „kultem zła” świadczy o nieczystym sumieniu tej partii.

Ta ewentualność została należycie odnotowana przez magazyn Time, który w czerwcu 2001 roku skomentował, że „oni [Falun Gong] nie są mordercami; tymczasem w swojej 51-letniej historii rządzenia Chinami partia komunistyczna odpowiedzialna jest za śmierć dziesiątek milionów niewinnych obywateli, w tym swoich własnych zwolenników. Być może kultem zła jest właśnie partia samego Jianga”.

Loading